Minione miesiące to dla mojej rodziny czas radosno-smutny. Ogromną radością, która swój początek miała na początku ubiegłego roku, a pojawiła się w wymiarze fizycznym w naszym domu we wrześniu, były narodziny naszej Córki, Łucji. To nasze czwarte dziecko. Z jednej strony wprowadziło ono dużo radości i nowego powiewu w nasze cztery ściany, a z drugiej przewróciło do góry nogami dotychczasowe codzienne funkcjonowanie. W większym stopniu zmiana i większy zakres dodatkowych obowiązków dotyczy nas, rodziców. Pojawienie się najmłodszego dziecka ma również wpływ na nasze starsze Dzieci, które siłą rzeczy zaangażowane są mocniej w obowiązki domowe – na szczęście nie trzeba ich do tego zbytnio zmuszać ☺
Narodziny zbiegły się w czasie ze smutną informacją o chorobie mojej Mamy. Zaraz po niej pojawiła się kolejna fatalna informacja, dotycząca śmierci Babci mojej Żony. Wydarzenie było mocnym przeżyciem dla naszych pociech. Od dnia przekazania informacji o śmierci do dnia pogrzebu, każdemu wieczorowi towarzyszyło wzruszenie i ogromne łzy cieknące z oczu naszych Córek. Ciężka choroba i śmierć to niełatwe doświadczenie dla osób dorosłych, a jeszcze trudniej zrozumieć je dzieciom. Śmierć Prababci była przyczynkiem do tego, aby w rozmowach pojawił się temat życia wiecznego. Sens tego, w co, jako katolicy, wierzymy. Prawdziwy cel naszego ziemskiego życia.
W głębokie poruszenie wprawiła mnie jedna z wieczornych rozmów na ten temat z najstarszą, dwunastoletnią Olą. „Tato, ja wierzę w Boga, naprawdę wierzę, ale jeśli się mylę, jeśli jest jakoś inaczej, że jednak Boga nie ma, to co się ze mną stanie!?” – te słowa zostały wręcz wykrzyczane mi prosto w twarz przy jednoczesnym, trudnym do opanowania, płaczu Córki. Pierwsza reakcja? Paraliż. Co ja mam powiedzieć? Co właściwie mam do powiedzenia w tym temacie? Szybko pojawiła się prosta odpowiedź – Pismo Święte. Nie pamiętam już, który fragment przeczytałem. Nie o to tu chodzi. Chcę położyć akcent na coś innego: na nasze pierwsze odruchy w kluczowych sytuacjach. Gdzie szukamy odpowiedzi, jak reagujemy. Wielką łaską jest dla mnie to, że dzięki Kościołowi i wspólnocie, w której jestem razem z Żoną, mogę posiadać bezpieczne zakotwiczenie, w bezpiecznym porcie – w Kościele. To tu uczę się tych właściwych „odruchów”. Widzę, jak mocno wzmacnia mnie to jako ojca (i męża także ☺ ). Dzięki nauczaniu Kościoła mogłem powiedzieć Dzieciom, że nie tylko byliśmy na pogrzebie, ale wykonaliśmy także uczynek miłosierdzia względem ciała.
Widzę, a może raczej to moje wyobrażenie, o którym powiedziałem również Dzieciom, że Prababcia tańczy w niebie ze swoją córką, którą Bóg powołał do siebie dużo wcześniej przed nią. Wierzę w to, że Bóg jest miłosierny i tuli je w swoje ojcowskie ramiona. Między innymi taki obraz życia tam u góry kreślę swoim Dzieciom, aby wiedziały, że mają się tu na ziemi przygotowywać na wieczną imprezę ☺