Modlitwa jako źródło nadziei
Nazywam się Radosław Kwiatek. Jestem mężem, ojcem wspaniałych dzieci i dziadkiem małej, dwuletniej Rity. Od osiemnastu lat należę do wspólnoty Galilea. Kiedy dziś usłyszałem, że Mężczyźni Świętego Józefa również spotykają się od osiemnastu lat, pomyślałem: coś nas łączy. Od początku mojego nawrócenia bywałem tutaj, czerpałem z wielu źródeł, ale to w Galilei Pan Bóg pokazał mi drogę mojego wzrostu i służby. Od wielu lat jestem odpowiedzialny za Winnicę Kraków.
Nie przyszedłem tu z wykładem akademickim. Chcę mówić prosto — bo jeśli coś nie jest proste, staje się krzywe. To, czym się dziś dzielę, to przede wszystkim moje świadectwo życia modlitwą i chodzenia z Duchem Świętym.
1. Spotkanie z Bogiem, które zmienia wszystko
Gdy spotkałem na swojej drodze Jezusa Zmartwychwstałego, wiedziałem jedno: muszę zmienić swoje życie. Nie było ono szczególnie pogubione — wychowałem się w wierzącej rodzinie, chodziłem do kościoła, wiedziałem, że Bóg „jest gdzieś w niebie”. Ale właśnie tam Go zamknąłem. Moja modlitwa wyglądała jak wykręcanie numeru: mówiłem, co trzeba, odkładałem słuchawkę. Czasem dzwoniłem jeszcze raz, gdy sobie coś przypomniałem. I tyle.
Miałem w życiu wszystko: dom, samochody, wakacje za granicą, stabilizację. Jednego jednak brakowało: w sercu była pustka, której niczym nie mogłem wypełnić. Dziś wiem, że brakowało mi Jego subtelnej, cichej, intymnej obecności — modlitwy serca.
Kiedy zaczęła się rodzić, wszystko zaczęło się zmieniać. I trwa to do dziś.
2. Szkoła nadziei, w której uczy sam Duch Święty
Wieczór zaczęliśmy Eucharystią — centrum naszego życia. Potem modlitwą uwielbienia. Teraz jest czas na słowo i dzielenie. Ale nie stoję tu jako nauczyciel — raczej jako student. W tej szkole, szkole modlitwy i nadziei, nauczycielem jest Duch Święty. To On nas dzisiaj tu zgromadził.
Dlatego zapraszam: otwórz serce. Chciej słuchać. On naprawdę chce do nas mówić.
Pytanie na rozpoczęcie
Zastanów się chwilę — nie odpowiadaj na głos:
Czy jest coś, bez czego naprawdę nie możesz się dziś obejść?
Nie chodzi o powietrze, wodę czy jedzenie.
Chodzi o to, co napędza twoje serce.
Do tego pytania wrócimy.
3. Czym jest chrześcijańska nadzieja?
Sięgnijmy do Katechizmu Kościoła Katolickiego:
„Nadzieja jest cnotą teologalną. Dzięki niej pragniemy jako naszego szczęścia Królestwa Niebieskiego i życia wiecznego, pokładając ufność w obietnicach Chrystusa i opierając się nie na naszych siłach, lecz na pomocy Ducha Świętego.”
Nie na naszych siłach — na pomocy Ducha Świętego.
Już sama świadomość, że nasze szczęście jest w niebie, budzi nadzieję. Jesteśmy częścią Kościoła pielgrzymującego — Kościoła, który zmierza do zbawienia. I dlatego hasło roku jubileuszowego jest tak trafne: pielgrzymi nadziei. Bo jeśli nie pielgrzymujemy z nadzieją — to jak?
Dalej Katechizm mówi:
„Nadzieja jest pewną i trwałą kotwicą duszy.”
To piękny obraz: kotwica trzyma nas w miejscu, kiedy fale życia szarpią na wszystkie strony. Bez nadziei człowiek unosi się jak suchy liść na wietrze.
Słowo Boże jest pełne tej nadziei. Jest jak powerbank, który ładuje serce, gdy bateria spada do zera.
4. Słowo, które prowadzi
Chcę odczytać fragment, który noszę w sercu od dawna — z 1. Listu św. Piotra (1 P 1, 3–7):
„Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa!
On… zrodził nas na nowo do żywej nadziei — do dziedzictwa niezniszczalnego,
niepokalanego i niewiędnącego…”
Święty Piotr mówi dalej, że choć możemy doświadczać smutku i prób, jest to czas oczyszczenia wiary, aby okazała się cenniejsza od złota.
To nie są słowa teorii — to słowa życia.
5. Modlitwa, która rodzi nadzieję
Nie można być człowiekiem nadziei bez modlitwy.
Człowiek, który się nie modli, nie może przekazać nadziei innym — bo jej po prostu nie ma.
Na modlitwie osobistej toczy się największa walka.
Łatwiej przyjść na wspólnotę, włączyć się w różaniec, pójść na nabożeństwo.
Dużo trudniej codziennie, wiernie stanąć sam na sam z Bogiem.
Modlitwa to dialog, który zakłada mówienie i słuchanie.
A kiedy słuchamy, Bóg działa.
Cisza na modlitwie nie jest pustką — jest przestrzenią działania Boga.
Modlitwa jest przywilejem dziecka Bożego — nie obowiązkiem.
6. Miejsce, w którym modlitwa przemienia
Chcę opowiedzieć o sytuacji z mojej klatki schodowej.
Mieszkała tam kobieta, która nigdy nie odpowiadała na „Dzień dobry”.
Próbowałem nieraz, ale bez skutku.
W końcu powiedziałem Bogu:
„Panie, ja będę mówił ‘Dzień dobry’, a Ty ją błogosław. Bo nic więcej nie mogę zrobić.”
I wiecie co? Po jakimś czasie zaczęła mruczeć „brym”, potem „Dzień dobry”, a w końcu — uśmiechać się jako pierwsza.
Nigdy nie powiedziałem jej o Jezusie wprost.
Ale wiem, że Bóg dotknął jej serca.
Tak działa modlitwa, która jest cicha i wierna.
Tak rodzi się nadzieja — najpierw w nas, potem w innych.
7. Codzienna modlitwa, która zmienia świat
Codziennie rano modlę się:
„Panie, uczyń mnie dziś błogosławieństwem dla wszystkich, których spotkam.”
I ludzie to widzą.
Pytają: „Dlaczego jesteś taki spokojny?”
„Skąd to masz?”
Wtedy mogę powiedzieć: od Jezusa.
8. Modlitwa uznania
Chcę zaprosić do krótkiej modlitwy, która jest fundamentem nadziei:
Panie, przyjmuję Twoją miłość.
Uznaję, że jestem grzesznikiem.
Wyznaję, że Jezus mnie zbawił.
Jezus jest moim jedynym Zbawicielem. Amen.
To jest postawa człowieka wiary i człowieka nadziei.
9. Zakończenie: dopisz swoje imię do tej listy
W Piśmie Świętym czytamy o tylu ludziach nadziei: Abrahamie, Mojżeszu, Dawidzie, Maryi, Piotrze, Pawle…
Aż po dziś — po ludzi, którzy mimo trudności trwają.
Dopisz tam swoje imię.
Zrób to decyzją: że staniesz do modlitwy, a twoja modlitwa zrodzi nadzieję — dla ciebie i dla innych.
Bo modlitwa naprawdę jest źródłem nadziei.




