Ostatnio wróciła do mnie rozmowa z koleżanką, która stwierdziła, że nie mogłaby posiadać więcej niż dwoje dzieci (tyle aktualnie wychowuje). Powód dla niej jest prosty: nie miałaby czasu, aby poświęcić go w odpowiedniej ilości każdemu z nich.
Już wtedy, kiedy posiadałem troje dzieci, ta opinia była dla co najmniej dziwna i niezrozumiała. Od tamtego czasu minął ponad rok. Dziś mam czwórkę dzieci. Nie rozsądzam, czy opinia koleżanki jest dobra czy zła, gdyż każde małżeństwo winno rozeznać, przy udziale Boga Stwórcy, ile dzieci powinno począć, urodzić i wychować. Wcale nie jest tak, że im więcej tym lepiej – najlepiej jest właśnie wtedy, kiedy mamy to uzgodnione z Bogiem, wówczas jest idealnie ☺
Zderzam jej opinię z moją codziennością. Stwierdzam, że kolejne dziecko spowodowało w naszej rodzinie konieczność zacieśnienia więzi. Objawia się to m.in. w tym, że spędzamy więcej czasu razem, tj. my rodzice i nasze dzieci. Nie da się dziś po prostu pewnych spraw i obowiązków zrealizować bez konieczności wewnętrznej integracji rodziny. Przykładem niech będą zakupy ubrań dla najstarszego dziecka: aby Żona mogła pójść z nim na zakupy, konieczne jest zabranie ze sobą trzymiesięcznej Córki – karmienie piersią wymusza pewną cykliczność, a nie oszukujmy się, nastolatka plus mama na zakupach, to nie szybki wypad po bułki ☺
Innym aspektem w odniesieniu do opinii koleżanki jest kwestia naszych priorytetów i spraw, za którymi podążamy. Nasza praca, hobby, czas spędzony w internecie, imprezy, z których trudno zrezygnować. Do tego tysiące dodatkowych zajęć, na które zapisujemy nasze dzieci, w poczuciu dobra, które im ofiarowujemy. Przepis gotowy na to, aby twierdzić, że w zasadzie to nie mam w ogóle czasu dla dzieci.
Czy rzeczywiście nie mamy czasu, czy tylko się nam to wydaje? Osobiście uważam, że daliśmy sobie wmówić, jak bardzo potrzebujemy tych wszystkich „atrakcji”, że ze wszystkiego, co daje świat musimy bezmyślnie korzystać, że nie mamy czasu, że jesteśmy zabiegani. To nieprawda!!!
Osobiście cenię sobie zarówno wspólnie spędzany czas rodzinny (rozmowy, spacery, planszówki), jak również wyjście z dziećmi „jeden na jeden”, tj. jedno dziecko i tata ☺ Owszem, przyznam, że ostatni czas nie służył tego typu wyjściom, jednak po złapaniu pewnego domowego rytmu po narodzinach ostatniego dziecka, powracam do tej praktyki, która jest również oczekiwana przez Dzieci. Powyższe nie jest niczym łatwym i wymaga ogromnej determinacji, wysiłku, „posiadania siebie w dawaniu siebie” – jak często pisał Sługa Boży Ksiądz Franciszek Blachnicki. Jestem przekonany, że dziś jest to moją najlepszą inwestycją w dzieci, w rodzinę. Wcale nie jest nas za dużo ☺